Ze snu wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w bok, otworzyłem
leniwie oczy i spod przymkniętych jeszcze powiek zobaczyłem osobę, która mnie
obudziła. Była to drobna dziewczyna, ubrana w fartuszek, włosy miała spięte w
wysoki kucyk z pojedynczymi kosmykami opadającymi na czoło. Nieśmiało
wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami, uśmiechnęła się delikatnie.
-Pan prosi, żebyś poszedł do niego. - zawahała się - Chodź,
zaprowadzę cię.
Kiwnąłem tylko twierdząco głową, przeciągnąłem się i
poszedłem za nią. Skierowaliśmy się na sam koniec korytarza - przez który idąc
myślałem że nigdy się nie skończy - znaleźliśmy się koło, spiralnych schodów,
na których szczycie były tylko jedne drzwi - domyśliłem się że prowadzą one do
miejsca w którym przebywa Brian.
-To tutaj - powiedziała, i odwróciła się żeby odejść
-Zostawisz mnie tak? - wolałbym żeby weszła tam ze mną,
wygląda na miłą, a mój opiekun jest jej kompletnym przeciwieństwem. Czułbym się
w towarzystwie.. - właśnie, jak ona ma na imię?
-Przykro mi, ale musisz iść sam - uśmiechnąłem się do niej
blado
-Powiedz mi chociaż jak masz na imię?
-Tracy - i odeszła. A ja jestem tu. Przed tymi drzwiami
prowadzącymi do hm, do mojego końca? Do największego koszmaru w moim życiu?
Stałem tak dłuższą chwilę, przyglądając się tym ogromnym
drzwiom, są chyba bordowe, albo czerwone, dopiero teraz zauważyłem jak tutaj
jest ciemno. Złapałem za klamkę, chwilę się wahałem, ale nacisnąłem ją,
zajrzałem przez szparę, moim oczom ukazał się dużej wielkości gabinet. Ściany
obłożone ciemno brązową okładziną, na podłodze czarne kafelki, brak okien, na
samym środku biurko, wszędzie pełno świeczek, na tylnej ścianie kominek z
czerwonej cegły, a w jego stronę na fotelu odwrócony on. Mój Pan. Pan - to
brzmi po prostu strasznie.
-Wzywałeś mnie? - miałem zamiar powiedzieć to pewnie, ale
wyszedł z tego cichy, żałosny pisk.
-Podejdź - odwrócił się w moją stronę, z tym kpiącym
uśmieszkiem na twarzy. Obserwował jak idę w jego stronę, ręką wskazał fotel
znajdujący się przed biurkiem. Zająłem wskazane miejsce i popatrzyłem na niego
wyczekującą.
-Mam nadzieję że nie masz o sobie zbyt wysokiego mniemania,
bo dla mnie jesteś nikim. Każda pochwała za twoje umiejętności, wypowiedziana
przez Radowa - prychnął - tego starego nieudacznika, były bez znaczenia.
Rozumiesz? - mówiąc to wstał, ustał za mną, czułem na szyi jego oddech. Serce
waliło mi jak oszalałe.
-Nie usłyszałem odpowiedzi. - syknął mi do ucha
-T-tak rozumiem - głos mi drżał, nigdy jeszcze nikogo tak
się nie bałem, a przecież on mi jeszcze nic nie zrobił.
-Grzeczny chłopiec - zaśmiał się, ale mi nie było do
śmiechu. Polizał mi ucho i lekko possał płatek - otworzyłem szeroko oczy, nie
wiedziałem jak zareagować - Śliczny jesteś - wyszeptał
-C-co robisz ? - powoli wpadałem w panikę. Może to było
jakiś nieznaczący gest.. Każdy tu tak robi?
-Ja? Nic. Idź już do swojego pokoju. Służba przyniesie ci
kolacje. Masz się wyspać, jutro zaczynamy zabawę.
-Dobrze.. - spojrzałem na niego kątem oka, i wyszedłem.
Teraz muszę tylko wrócić do pokoju, ale które to były drzwi,
sporo jest tutaj takich jak w moim pokoju. Zakląłem pod nosem, na pewno nie
wrócę do niego i się nie zapytam, Tracy też nie widzę. Sprawdzę wszystkie
beżowe drzwi po kolei, to chyba jedyne rozwiązanie.
Że też nie mogłem zapamiętać, tego jednego miejsca - gdzie
się znajduję. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Pierwsze drzwi były zamknięte, za
drugimi znalazłem niewielką biblioteczkę, z dwoma wysokimi regałami
zapełnionymi całkowicie zakurzonymi książkami, widać że rzadko ktokolwiek tu
zagląda. Za trzecimi składzik na miotły. Czwarte - sypialnia, pewnie dla gości,
nie wygląda na zamieszkaną. Za następnymi kolejna sypialnia, w podobnym stylu
do poprzedniej, wszystko w jednolitym granatowym kolorze - nudno. Szóste drzwi,
ciemny pokój - nie wierzę w to co widzę - na środku stół, albo to jest łóżko,
przyczepione są do niego liny u góry i na dole po dwie. Na ścianie, różne
dziwne narzędzia, dojrzałem też pejczy, pasków, kajdanek. W rogu, dębowa szafa
- ciekawe co skrywa. Na przeciwnej ścianie, coś w stylu krzyża - co to ma kurwa
być. - Co raz bardziej przeraża mnie to miejsce, ten koleś.
Poczułem nagłe
pchnięcie, upadłem do tego pokoju. Szybkim szarpnięciem, zostałem obrócony na
plecy. To Brian. A więc to koniec. Wściekłość w jego oczach, po prostu kipiała,
usta zaciśnięte w wąską linie,
ściągnięte gniewnie brwi.
-Co tu robisz!? Czy ty nawet nie potrafisz, zrozumieć
prostego polecenia!? Miałeś iść do S W O J E G O P O K O J U! - uderzył mnie w
policzek - nie mogłem się za niego złapać, bo trzymał drugą ręką za moje
nadgarstki.
-Przepraszam...zgubiłem się... nie wiedziałem gdzie jest mój
pokój. Na prawdę nie chciałem! Przepraszam
- i zacząłem płakać, szloch wstrząsnął moim ciałem. Czułem że Brian mnie
zabije, albo przynajmniej strasznie skrzywdzi.
-Zgubiłeś się tak? To ja ci zaraz pokażę, coś, dzięki czemu
już nigdy nie zapomnisz tej cholernej drogi.
Wstał i pociągnął mnie za sobą, cały czas mocno trzymał mnie
za rękę sprawiając mi ból, ale nie miałem zamiaru nic powiedzieć, za bardzo się
bałem. Wiem, jestem żałosny.. demon który nie potrafi się postawić.
Znaleźliśmy się przed wejściem.
-Teraz zapamiętasz? - jego głos był udawanie delikatny,
słychać było w nim irytację.
-Tak..
Znaleźliśmy się w środku, puścił już mnie. Oparł się o szafę
i uśmiechnął się dziwnie.
-Podejdź - spełniłem od razu jego prośbę, nie mam zamiaru
się juz narażać. - Bez kary sie nie obejdzie. - Jego uśmiech się poszerzył.
Spojrzałem na niego pytająco. Mam nadzieje że nie będzie
bardzo bolało.. Nienawidzę bólu. Kolejna sprzeczność w mojej osobie. Nienawidzę
bólu, ale chce być wojownikiem. Brawo ja.
-Zajmiesz się tym na dole. - odparł, a jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku.
~~
~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz