sobota, 30 maja 2015

Rozdział 3

Ze snu wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w bok, otworzyłem leniwie oczy i spod przymkniętych jeszcze powiek zobaczyłem osobę, która mnie obudziła. Była to drobna dziewczyna, ubrana w fartuszek, włosy miała spięte w wysoki kucyk z pojedynczymi kosmykami opadającymi na czoło. Nieśmiało wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami, uśmiechnęła się delikatnie.
-Pan prosi, żebyś poszedł do niego. - zawahała się - Chodź, zaprowadzę cię.
Kiwnąłem tylko twierdząco głową, przeciągnąłem się i poszedłem za nią. Skierowaliśmy się na sam koniec korytarza - przez który idąc myślałem że nigdy się nie skończy - znaleźliśmy się koło, spiralnych schodów, na których szczycie były tylko jedne drzwi - domyśliłem się że prowadzą one do miejsca w którym przebywa Brian.

-To tutaj - powiedziała, i odwróciła się żeby odejść
-Zostawisz mnie tak? - wolałbym żeby weszła tam ze mną, wygląda na miłą, a mój opiekun jest jej kompletnym przeciwieństwem. Czułbym się w towarzystwie.. - właśnie, jak ona ma na imię?
-Przykro mi, ale musisz iść sam - uśmiechnąłem się do niej blado
-Powiedz mi chociaż jak masz na imię?
-Tracy - i odeszła. A ja jestem tu. Przed tymi drzwiami prowadzącymi do hm, do mojego końca? Do największego koszmaru w moim życiu?

Stałem tak dłuższą chwilę, przyglądając się tym ogromnym drzwiom, są chyba bordowe, albo czerwone, dopiero teraz zauważyłem jak tutaj jest ciemno. Złapałem za klamkę, chwilę się wahałem, ale nacisnąłem ją, zajrzałem przez szparę, moim oczom ukazał się dużej wielkości gabinet. Ściany obłożone ciemno brązową okładziną, na podłodze czarne kafelki, brak okien, na samym środku biurko, wszędzie pełno świeczek, na tylnej ścianie kominek z czerwonej cegły, a w jego stronę na fotelu odwrócony on. Mój Pan. Pan - to brzmi po prostu strasznie.

-Wzywałeś mnie? - miałem zamiar powiedzieć to pewnie, ale wyszedł z tego cichy, żałosny pisk.
-Podejdź - odwrócił się w moją stronę, z tym kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Obserwował jak idę w jego stronę, ręką wskazał fotel znajdujący się przed biurkiem. Zająłem wskazane miejsce i popatrzyłem na niego wyczekującą.

-Mam nadzieję że nie masz o sobie zbyt wysokiego mniemania, bo dla mnie jesteś nikim. Każda pochwała za twoje umiejętności, wypowiedziana przez Radowa - prychnął - tego starego nieudacznika, były bez znaczenia. Rozumiesz? - mówiąc to wstał, ustał za mną, czułem na szyi jego oddech. Serce waliło mi jak oszalałe.
-Nie usłyszałem odpowiedzi. - syknął mi do ucha
-T-tak rozumiem - głos mi drżał, nigdy jeszcze nikogo tak się nie bałem, a przecież on mi jeszcze nic nie zrobił.
-Grzeczny chłopiec - zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu. Polizał mi ucho i lekko possał płatek - otworzyłem szeroko oczy, nie wiedziałem jak zareagować - Śliczny jesteś - wyszeptał
-C-co robisz ? - powoli wpadałem w panikę. Może to było jakiś nieznaczący gest.. Każdy tu tak robi?
-Ja? Nic. Idź już do swojego pokoju. Służba przyniesie ci kolacje. Masz się wyspać, jutro zaczynamy zabawę.
-Dobrze.. - spojrzałem na niego kątem oka, i wyszedłem.

Teraz muszę tylko wrócić do pokoju, ale które to były drzwi, sporo jest tutaj takich jak w moim pokoju. Zakląłem pod nosem, na pewno nie wrócę do niego i się nie zapytam, Tracy też nie widzę. Sprawdzę wszystkie beżowe drzwi po kolei, to chyba jedyne rozwiązanie.

Że też nie mogłem zapamiętać, tego jednego miejsca - gdzie się znajduję. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Pierwsze drzwi były zamknięte, za drugimi znalazłem niewielką biblioteczkę, z dwoma wysokimi regałami zapełnionymi całkowicie zakurzonymi książkami, widać że rzadko ktokolwiek tu zagląda. Za trzecimi składzik na miotły. Czwarte - sypialnia, pewnie dla gości, nie wygląda na zamieszkaną. Za następnymi kolejna sypialnia, w podobnym stylu do poprzedniej, wszystko w jednolitym granatowym kolorze - nudno. Szóste drzwi, ciemny pokój - nie wierzę w to co widzę - na środku stół, albo to jest łóżko, przyczepione są do niego liny u góry i na dole po dwie. Na ścianie, różne dziwne narzędzia, dojrzałem też pejczy, pasków, kajdanek. W rogu, dębowa szafa - ciekawe co skrywa. Na przeciwnej ścianie, coś w stylu krzyża - co to ma kurwa być. - Co raz bardziej przeraża mnie to miejsce, ten koleś.

 Poczułem nagłe pchnięcie, upadłem do tego pokoju. Szybkim szarpnięciem, zostałem obrócony na plecy. To Brian. A więc to koniec. Wściekłość w jego oczach, po prostu kipiała, usta zaciśnięte w wąską  linie, ściągnięte gniewnie brwi.

-Co tu robisz!? Czy ty nawet nie potrafisz, zrozumieć prostego polecenia!? Miałeś iść do S W O J E G O P O K O J U! - uderzył mnie w policzek - nie mogłem się za niego złapać, bo trzymał drugą ręką za moje nadgarstki.
-Przepraszam...zgubiłem się... nie wiedziałem gdzie jest mój pokój. Na prawdę nie chciałem! Przepraszam  - i zacząłem płakać, szloch wstrząsnął moim ciałem. Czułem że Brian mnie zabije, albo przynajmniej strasznie skrzywdzi.
-Zgubiłeś się tak? To ja ci zaraz pokażę, coś, dzięki czemu już nigdy nie zapomnisz tej cholernej drogi.
Wstał i pociągnął mnie za sobą, cały czas mocno trzymał mnie za rękę sprawiając mi ból, ale nie miałem zamiaru nic powiedzieć, za bardzo się bałem. Wiem, jestem żałosny.. demon który nie potrafi się postawić.

Znaleźliśmy się przed wejściem.

-Teraz zapamiętasz? - jego głos był udawanie delikatny, słychać było w nim irytację.
-Tak..
Znaleźliśmy się w środku, puścił już mnie. Oparł się o szafę i uśmiechnął się dziwnie.
-Podejdź - spełniłem od razu jego prośbę, nie mam zamiaru się juz narażać. - Bez kary sie nie obejdzie. - Jego uśmiech się poszerzył.

Spojrzałem na niego pytająco. Mam nadzieje że nie będzie bardzo bolało.. Nienawidzę bólu. Kolejna sprzeczność w mojej osobie. Nienawidzę bólu, ale chce być wojownikiem. Brawo ja.


-Zajmiesz się tym na dole. - odparł, a jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku.

~~

Brak komentarzy: