sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 4

-Zajmiesz się tym na dole. - jego słowa huczały mi w głowie, jakby ich moc stworzyło echo w mojej głowie. Tym na dole. Co to ma znaczyć? Błagam, tylko niech nie będzie to, ta rzecz o której myślę. Czy on ma prawo? Może wszystko.. pieprzone prawo. Jak mi każę to zrobić, nie będę miał żadnego wyboru, bo co ja niby mogę. Zacznę się opierać, to najpewniej zmusi mnie do tego.
-Czym na dole? - zapytałem, ze strachem. Wiem czym, ale chce być pewny, jest nikła szansa że po prostu źle go zrozumiałem.
-Na prawdę nie wiesz czym? - i znów ten jego uśmieszek, który powoli zaczyna doprowadzać mnie do mdłości. - pokręciłem głową, zaprzeczając. On tylko cmoknął z dezaprobatą. Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, chciałem zrobić krok do tyłu, ale uniemożliwił mi to łapiąc mnie za rękę. Wolną dłonią, delikatnie drapał mnie za uchem, co wywołało u mnie niechciany pomruk przyjemności. - Te moje cholerne słabości - Brian roześmiał się tylko z mojej reakcji na pieszczotę.
-Widzę że to lubisz kociaku - nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko w te piękne zielone oczy, nadal budzą we mnie ten sam zachwyt, jak w chwili gdy ujrzałem je pierwszy raz. - Bawi mnie, ta twoja niewinność. Co do tego dołu...więc, piętro niżej jest kuchnia, zmyjesz naczynia po kolacji. Przekaże, służbie, że ty się tym zajmiesz. - Słysząc te słowa, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moja wyobraźnia jest chora. Mój opiekun z pewnością nie jest gejem, żeby chciał abym coś z nim robił.
-Dobrze, przepraszam.
-Aż tak cieszy cię zmywanie naczyń? - podniósł do góry jedną brew.
-yyy, nie, nie. Ja po prostu, nie nic, nie wiem. - zacząłem się jąkać, nie powiem mu przecież 'ucieszyłem się że nie będę musiał ci obciągnąć'. - W odpowiedzi Brian posłał mi tylko dziwne spojrzenie i skierował się do wyjścia.

Uchylił drzwi, po czym odwrócił się jeszcze do mnie mówiąc - Masz tutaj zostać, ktoś przyniesie ci kolację, a później pokaże gdzie jest kuchnia. Nie zgub się. - i wyszedł.

**

Znowu zostałem sam, ale nie zamierzałem narzekać, po tym wszystkim chwila spokoju dobrze mi zrobi. Wyciągnąłem z kąta pokoju gitarę, rozsiadłem się na łóżku i zacząłem grać na początku pojedyncze akordy, które coraz bardziej zaczęły tworzyć całość, melodia owładnęła całym moim umysłem. Nawet nie wiem kiedy, zacząłem nucić słowo, które wylewały się ze mnie niczym lawina.

"When you feel you're alone
Cut off from this cruel world
Your instincts telling you to run
Listen to your heart
Those angel voices..." *

Z transu wyrwało mnie pukanie do drzwi. -Proszę! - Wychyliła się do mnie Tracy, uśmiechnąłem się do niej promieniście - Muzyka zawsze sprawia że mam świetny humor - Blondynka, trzymała tacę pełną jedzenia, na sam widok zaburczało mi w brzuchu. Cudowny zapach, rozchodził się po całym pokoju - ambrozja.

-Piękna piosenka. - stwierdziła, odstawiając tacę na stolik.
-Dziękuje. - w tym momencie, nie byłem już w stanie myśleć o czymś innym niż o tych pysznościach czekających aż je zjem. Tracy musiała to zauważyć, bo cicho zachichotała.
-Smacznego, za pój godziny przyjdę po ciebie i zaprowadzę do kuchni. Nie ładnie, tak podpaść Panu na samym początku. - wyczułem w jej głosie rozbawienie, ale i pewnego rodzaju troskę. Na prawdę polubiłem tą dziewczynę, mimo że prawie z nią nie rozmawiałem. Zwyczajnie jest to typ osoby, który od razu budzi sympatię.
-Pracuje tu ktoś jeszcze oprócz ciebie - zawahałem się - yhh, nie chce być wścibski, po prostu pytam z ciekawości.
-W porządku, możesz mnie pytać o co chcesz. Pracuje tu jeszcze kilkanaście osób, ale ja będę zajmować się tobą. Mam nadzieje że ci to odpowiada?
-Oczywiście! - powiedziałem chyba ze zbyt dużym entuzjazmem, i w dodatku z pełnymi ustami. - Jesteś bardzo miła, liczę że się zaprzyjaźnimy. - uśmiechnąłem się do niej.
-Też mam taką nadzieję. Muszę już iść, nie długo będę z powrotem.

W końcu mogłem się oddać całkowicie, pałaszowaniu kanapek z przeróżnymi dodatkami. Każdy kawałek chleba, mienił się innymi kolorami, czerwienie, zielenie, róże, żółcie. Tak wiele różnych warzyw, kiełbas, serów. I wszystko takie dobre. Szkoda że nie mam większego żołądka.

**
Tak, jak Tracy zapowiedziała pojawiła się u mnie po około 30 minutach. Znajdowaliśmy się już w wielkiej kuchni, w której wszytko było w czarno-białej kolorystyce. Podłoga oraz ściany wyłożone, zostały kafelkami na wzór szachownicy. Meble, sprzęty i wszystko, wszystko było w tych dwóch kolorach. Przyprawiło mnie to aż o zawrót głowy, nie wiem jak służba to wytrzymuje.

Gdy zobaczyłem stertę naczyń, czekających na mnie, aż złapałem się za głowę. W życiu jeszcze nie wiedziałem tyle brudnych talerzy, misek, sztućców. Z przeciągłym westchnięciem, wciągnąłem gumowe rękawiczki, chwyciłem gąbkę, płyn i zacząłem szorować. Talerz po talerzu, miska po misce. Spędziłem przy tej nie kończącej się robocie, już jakieś 1,5 godziny. Na szczęście zaczynałem dostrzegać, koniec, już ostatnie dwa widelce leżały na dnie zlewu. Po zakończonej pracy, otarłem czoło z potu - strasznie tutaj duszno.

-Chodź, zaprowadzę cię do pokoju - dopiero teraz zauważyłem że Tracy wróciła po mnie. Z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do mnie i strzepała pozostałości piany z moich włosów - Tak lepiej.
Po odprowadzeniu mnie, przekazała mi tylko że jutro rano mnie obudzi i poszła zająć się czymś innym. A ja poczułem wielką ochotę na kąpiel, więc pokierowałem się do łazienki. Nalałem pełno wody, po czym wlałem trochę płynu wiśniowego, który znalazłem. Usadowiłem się wygodnie, i pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia.

** 
Musiałem zasnąć, gdy otworzyłem oczy, woda była już chłodna. Skrzywiłem się z tego powodu, nie cierpię zimna. Podniosłem się, i zacząłem rozglądać się za ręcznikiem i w tym momencie zauważyłem że w progu stoi Brian, przygląda mi się z uśmiechem na twarzy. Po paru sekundach, gdy wyszedłem z szoku, szybko zasłoniłem rękami, to czego nikt nie powinien oglądać. Na mojej twarzy ukazał się czerwony rumieniec, czułem jak palą mnie policzki ze wstydu.


-Tego szukasz? - pomachał ręcznikiem. 


*Linkin Park - The messenger
_________


Brak komentarzy: