poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 2

Nie byłem w stanie się ruszyć, moje ciało było jak sparaliżowane, patrzyłem tylko w jego oczy. Takie piękne, idealne, cudowne.. Do normalności przywołał mnie szorstki głos Brian'a 'Czego się tak gapisz!?' Po jego słowach wybełkotałem przeprosiny, i gestem ręki zaprosiłem go do środka. Jednak nie chciał wejść, kazał mi się ładnie pożegnać i wyjść. W życiu nie spotkałem kogoś kto wyglądaj niemal że idealnie, a zachowuje się jak kompletny skurwiel.

W pośpiechu przytuliłem tatę i brata, pożegnałem sie z nimi i wyszedłem. Czekała na nas czarna limuzyna, jej błysk mógł oślepiać. Długa, luksusowa, z masą bajerów w środku. Usadowiłem się na przeciwko mojego opiekuna, który przez cały czas lustrował mnie tymi pięknymi oczami, teraz jednak wiedziałem że pod tym pięknem kryje się nienawiść. Przez większość drogi w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, dzięki czemu mogłem przyjrzeć mu się dokładniej. Lekko przydługie czarne włosy opadające na czoło, blada, wręcz biała cera, delikatnie zaróżowione usta, białe zęby z dwoma długimi ostrymi kłami, perfekcyjne mięśnie, które widać przez opinający się na nich t-shirt, wcześniej zauważyłem że jest ode mnie stanowczo wyższy, przynajmniej o głowę.

Oparłem głowę o okno i podziwiałem mijające krajobrazy, zielono-żółte pola, drzewa, góry, pasące się zwierzęta, im byliśmy dalej tym było coraz mniej zieleni, a więcej było gór, zimnych, ogromnych skał, które wywoływały u mnie smutek. Uwielbiam rośliny, zieleń, zapach trawy i kwiatów, twarde powierzchnie, w których nie było ani grama życia, nie były dla mnie.

Brian przysunął się bliżej mnie, piorunował mnie wzrokiem - chyba mnie nie polubił. Chociaż nic mu nie zrobiłem, do tej pory wymieniliśmy tylko kilka koniecznych słów i nic więcej - A on już mnie nie może znieść, to co będzie dalej.

-Musimy ustalić parę zasad - spojrzał tylko na mnie, nawet nie dał mi odpowiedzieć, i ciągnął dalej - Po pierwsze masz się do mnie zwracać 'Panie' - popatrzyłem na niego zszokowany. Co on sobie kurwa myśli, że kim jest, chyba śni, nie ma mowy. Brian roześmiał się - czyżby żartował - Ale słodko się denerwujesz, to nie był żart, masz się mnie bezwzględnie słuchać. Za każde nie posłuszeństwo, czeka cię surowa kara.

-Czy ty oszalałeś!? Nie ma mowy, nie będę się przed tobą poniżać - warknąłem na niego. Nie jestem żadną kukiełką, do wydawania rozkazów. N I E  M A  M O W Y - nie będę do niego mówić, panie, jak jakiś cholerny niewolnik. Poczułem nagłe, silne uderzenie w twarz, przekręciłem twarz i złapałem się za piekący policzek.

-Nie tym tonem, nie obchodzi mnie co mylisz, będziesz robić to co ci każe i ani słowa więcej! - rozłościłem go, taki miałem zamiar, nie żałuje - Zamieszkasz u mnie w domu, bez mojego pozwolenia nie wychodzisz z pokoju. Pobudkę masz o 6 rano, o 6.10 zaczynasz trening od biegania. 7.30 śniadanie, po którym masz czas do 8.30 wtedy poćwiczysz z magią. - zrobił pauzę, zastanawiał się nad czym - właściwie po co ci to wszystko mówię, w pokoju znajdziesz rozkład dnia. Do którego musisz się dostosować. Nie będzie mnie nic obchodzić, że cię coś boli, że jesteś chory. Mam to gdzieś, masz się zawsze stawiać na treningach. Co do posiłków, nie musisz jeść, zależy mi tylko na tym żebyś stawiał się wtedy kiedy musisz i dawał sobie radę, z resztą czasu mozesz robić co chcesz.
Nic więcej juz nie powiedział, siedzieliśmy w ciszy. Miałem mętlik w głowie, jak ja sobie poradzę. Jak ja w ogóle przeżyję ten rok. Ten człowiek jest chory. Nie chce. Nie chce. Nie chce, tak żyć. Ja pierdolę. Tak się cieszyłem na myśl o tym wszystkim, teraz się boję jak jeszcze nigdy wcześniej. Jutro zacznie się prawdziwe piekło, od jutra zacznę te powalone treningi z N I M. Z pięknym tyranem. Mam tylko nadzieję że mnie nie skrzywdzi. Właściwie... czego ja się tak boję, nie jestem byle kim, wewnątrz jestem demonem, bez problemu mogę obudzić to obliczę, chociaż... Brian i tak z pewnością jest silniejszy. Mam przechlapane.

Z rozmyślań wyrwało mnie nagłe, szarpnięcie, zatrzymaliśmy się. Przez okno widziałem tylko okrążające nas skały, i jakiś dziwny niebiesko-fioletowy dym. Pierwszy raz widzę coś takiego na oczy.

-Gdzie jesteśmy? - Brian zerknął tylko na mnie, uniósł brew do góry i czekał.  - ja pierdolę - Gdzie jesteśmy... Pa-panie..? - wyjąkałem, i poczułem do siebie obrzydzenie, jak mogłem to powiedzieć.
-Tak lepiej, to jest teleporter, przeniesie nas do Vaselldoru.

Po chwili otoczyło nas białe światło, które zniknęło po kilku sekundach. Po czym znaleźliśmy się w miejscu, które otaczała ta sama magiczna mgła co wcześniej, jednak tutaj było dużo ciemniej, straszniej. Mój opiekun warknął że mam wychodzić, więc to zrobiłem. Stałem przed ogromnym domem, albo lepiej będzie określić to pałacem. Wysoki na kilka pięter, zbudowany z czarnego marmuru, otacza go równie pokaźny ogród, z wieloma drzewami. Wokół budynku rosną krzaki róż, które pną się do połowy murów. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to że zamiast światła słonecznego, wszystko oświetlały latarnie.

-Niesamowite - wyszeptałem do siebie, niemal nie słyszalnie, ale on usłyszał

-Wiem - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się ten kpiący uśmieszek, który musiałem podziwiać przez całą drogę.

Brian pchnął mnie do przodu i ruszyliśmy w stronę wejścia. Drzwi otworzył, mężczyzna w czarnym eleganckim garniturze, jego ciemne włosy przeplatały się z siwymi pasmami. Na poważnej twarzy, można było bez problemu zobaczyć oznaki starzenia się. Czyżby to był człowiek? Nie dane było mi dłużej się nad tym zastanawiać, bo zostałem w dość agresywny sposób pociągnięty za rękaw. 

Kierowaliśmy się w stronę schodów, otaczał nas salon, z bordowymi ścianami, czarnym kominkiem, i ciemnymi meblami, kontrastem była drewniana podłoga, pokryta śnieżno białym, puszystym dywanem. Schody były kolejnymi czarnym marmurowym elementem wnętrza. U góry ciągnął się długi korytarz, ściany były tutaj pokryte granatową farbą, wisiało tutaj wiele obrazów, w większości były to portrety wampirów, z poważnymi dumnymi minami. Po paru chwilach, stanęliśmy przed dużymi beżowymi drzwiami.

-Tutaj jest twój pokój, zaraz ktoś przyniesie twoje rzeczy. Masz tutaj zostać dopóki, ktoś cię nie zawoła - skinąłem tylko głową i wszedłem do środka.

Znalazłem się w chyba jedynym jasnym pomieszczeniu, ściany mają bladoróżowy kolor, niby dziewczęcy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Na środku umieszczone zostało łóżko, osłonięte białymi kotarami, pościel również w białym kolorze idealnie pasowała. Po prawej stronie znajdowała się szafa i komoda, obie zrobione z tego samego jasnego drzewa. Po lewej stronie pokoju, zauważyłem drzwi, chwyciłem za klamkę i powoli je uchyliłem - Moim oczom ukazała się łazienka, niby nie duża, ale doskonale urządzona. Mój wzrok przykuła wanna ze złotymi stópkami. Całe pomieszczenie jest w biało-złotej kolorystyce, która na prawdę mi sie spodobała.


Wróciłem do głównego pomieszczenia, rzuciłem się na niesamowicie miękkie łóżko, pachniało tak świeżo. Przymknąłem oczy i zasnąłem, ogrom wrażeń mnie wykończył.  

Brak komentarzy: